Grupa dziennikarzy
prześledziła pochodzenie białego futra z królika włoskiej marki Maxima od eleganckiego butiku po
miejsce, w którym powstaje.
Bez zdjęć ale szczerze. Jeśli nie czujesz się na siłach, nie
czytaj. Dziennikarka udała się do luksusowego butiku i przymierzyła śliczne białe futerko z królika.
Jednak pytanie o jego pochodzenie wywołało wśród obsługi spore zamieszanie.
Najpierw powiedziano jej, że futro zostało wyprodukowane we Włoszech, potem, że
w Chinach ale z Włoskich materiałów a na końcu kierowniczka powiedziała, że futro
pochodzi z certyfikowanych duńskich hodowli.
Firma w oficjalnym mailu odpowiedziała, że dbają o jakość produktu a futra mają
tylko certyfikowane używając do tego bardzo wielu eleganckich, biznesowych
sformułowań nie mówiących nic o ich pochodzeniu. Dziennikarze wylądowali w
Chinach, w mieście znanym z produkcji futer. Udało im się znaleźć i sfilmować
zakład, który produkował futrzane płaszcze dla firmy Maxima, nawet wisiały
gotowe sztuki odzienia z metkami. Jedna kobieta z naszej grupy śledczej,
podając się za projektantkę, uzyskała kontakt do dostawcy. Z hurtowni, gdzie na
ziemi , na słońcu leżały całe połacie futer różnych zwierząt dostali kolejny
kontakt, a po nim adres do fermy królików.
Ogrodzone baraki aż po horyzont,
prymitywne budynki, zardzewiałe bramy i chudy pies ujadający na krótkim sznurze. Uwierzcie, to nie był
program, który miałam ochotę oglądać w niedzielne popołudnie ale jeden z rodzaju
tych, które przyciągają jak magnes i nie puszczają, póki nie obejrzysz. Magia
telewizji. Były całe alejki malutkich klatek ustawionych piętrowo a w
każdej po dwa białe króliki, kubek z piciem i miseczka. Nie mogły zrobić nawet
pół skoku. Cześć z nich miała wyraźne problemy ze zdrowiem, jakieś guzy,
przekręcone łebki i ogólnie dziwnie się zachowywała. Po środku alejki leżały
tony odchodów, tyle bobków, że można by w nich brodzić po kolana. Nie wyobrażam
sobie smrodu, jaki musiał tam panować. Sprytnym detektywom udało się dostać
adres ubojni. Zwierzęta były tam wieszane na hakach i odzierane ze skór, a
skóry ręcznie rozciągane i czyszczone ręcznie przez ludzi pochylonych w
dziwnych pozycjach na stanowiskach przypominających... podwórkowe trzepaki. Nie
widziałam momentu zabijania zwierząt ale główna hala była pełna krzyku zwierząt
(króliki normalnie nie piszczą, wydają dźwięki ledwo słyszalne dla ludzi,
czasem chrumchają lub tupią - więc wyobraźcie sobie, jaki musiał być ich ból).
Ostatnią sceną, jaką widziałam były białe królik rzucane żywe (!) na ogromny
stos wysokości 3 trzech ludzi. Nie wiem, jak się skończył film ale nie byłam w
stanie już tego dłużej oglądać.
Miałam kiedyś królika i zdaję sobie sprawę, jak wrażliwe i
delikatne są to zwierzęta i jak ogromne musiało być ich cierpienie. Przyznaję się bez bicia, mój królik miał
trochę za małą klatkę ale była to największa jaka była w zoologu i jaka
mieściła się na mojej komodzie. Kiedyś nie było tej świadomości, jaką mamy
teraz odnośnie klatek dla zwierząt trzymanych w domu ale poza tą nieszczęsną
klatką robiłam, co mogłam aby mój królik miał ze mną dobrze. Chociaż byłam
tylko małą dziewczynką. Pamiętam, jak radośnie skakała po moim pokoju i jak
kopała norę w ogrodzie. Uwielbiała zieloną koniczynę i młodą, miękką trawę. Jedząc
kwiaty machała nimi w bardzo zabawny sposób. Nie lubiła, gdy dotykałam jej
miski lub próbowałam sprzątać gdy była w klatce. Uwielbiała głaskanie, tak
fajnie się rozpłaszczała gdy głaskałam ją po łebku.
Był o tym film w Discovery Channel lub w podobnym kanale dokumentalnym , firma na M ale inna. Dlatego trzeba kupować futra z polskich pracowni, w PL sa ostre normy na hodowle zwierząt i zapewne są przestrzegane normy BHP i Sanepidowskie.
ReplyDelete